Twierdza
Przemyśl
Od wieków zwierzęta były wykorzystywane przez człowieka do działań wojennych. Wraz z wybuchem I wojny światowej w sierpniu 1914 r. oprócz ludzi, mobilizacją objęto również zwierzęta. Pierwsze zostały zwerbowane koniowate (konie, muły, woły,juki i osły) w ilości ok. 11 mln.W Wielkiej Brytanii wcielono do armii 140 tys. zdrowych koniowatych, po zakwalifikowaniu przez komisję weterynaryjną. Ponadto zakupiono dodatkowo 800 tys. koni i mułów w USA, Kanadzie i Australii, na zakup którychwydano 36 mln funtów. Niemcy zmobilizowali 2 mln koni tworząc 11 dywizji kawaleryjskich. Nie mając możliwości zakupu koni w innych krajach, co roku rekwirowali ok. 100 tys. w państwach okupowanych, np. w Belgii, a także wcielali do wojska konie stare z wyjątkiem kalekich i źrebaków. Podobnie działo się we Francji, która zmobolizowała 610 tys. i zakupiła w Ameryce 750 tys. koni i mułów. Z kolei armia rosyjska w 1914 r. posiadała największe formacje kawaleryjskie, bo 24 dywizje i 11 samodzielnych brygad.
Wcielone do armii konie musiały rozstać się z właścicielem i porzucić dotychczasowe życie. Znalazły się w nowym miejscu, wśród obcych ludzi i innych zestresowanych koni, z wypalonym znakiem ewidencyjnym na ciele. Przez komisję kwalifikacyjną zostały podzielone na konie kawaleryjskie i pociągowe.
Konie kawaleryjskie były odpowiednio szkolone, gdyż musiały nauczyć się nowych zadań, wykonywania poleceń, niektóre zwłaszcza te dzikie musiały przyzwyczaić się do siodła i jeźdźca. Brały udział w szarżach i zwiadach. Na froncie przeważnie trzymane były w ciągłym pogotowiu, spały na stojąco pod gołym niebem osiodłane i obciążone ekwipunkiem. Wraz ze zmianą frontu maszerowały dziennie nieraz po kilkadziesiąt kilometrów w upale, deszczu lub w śniegu. Prowadzenie wojny okopowej na froncie zachodnim, a także początki użycia czołgów i wozów pancernych, spowodowało że armie rezygnowały z ataków kawaleryjskich. Tym bardziej, że stawiane zasieki z drutu kolczastego i ogień karabinów maszynowych nie pozwalały na szarże kawalerii. Jednostki kawalerii były jednak użyteczne na froncie wschodnim. Pierwsze potyczki w Galicji w sierpniu 1914 r. prowadzone były przez kawalerię rosyjską i austro-węgierską. Z historii znane są wielkie szarże c.k. korpusów krakowskiego, przemyskiego i pożońskiego pod Kraśnikiem i Komarowem, których nie były w stanie powstrzymać ani karabiny maszynowe, ani ciężka artyleria. Do ważnych bitew rozegranych z udziałem jazdy konnej, należy bitwa z dnia 21 sierpnia 1914 r. pod Jarosławicami k. Żółkwi, w której 4. Dywizja Kawalerii austro-wegierskiej uległa rosyjskiej 10. Dywizji Kawalerii. Najsłynniejszą szarżą popisali się ułani 2 szwadronu II Brygady Legionów Polskich pod dowództwem rotm. Dunina-Wąsowicza w starciu pod Rokitną 13 czerwca 1915 r. Za ostatnią bitwę kawalerii konnej uznawana jest ta pod Komarowem, do której doszło w czasie wojny polsko - bolszewickiej 31 sierpnia 1920 r., podczas której polscy ułani z 1. Dywizji Jazdy pokonali oddziały 1. Armii Konnej Siemiona Budionnego. Natomiast za ostatnią szarżę bojową kawalerii Wojska Polskiego przyjmuje sie tą pod Borujskiem (obecnie wieś Żeńsko), którą wykonała w dniu 1 marca 1945 r. 1. Warszawska Samodzielna Brygada Kawalerii.
Oprócz koni kawaleryjskich wszystkie armie korzystały z koni pociągowych, które były używane do transportu dział, skrzyni z amunicją, zaopatrzenia, kuchni polowych i ludzi. Chodziły też w zaprzęgach ambulansów i wozów pocztowych. Brnęły w kałużach, błocie, traciły podkowy na kamienistych drogach, kaleczyły kopyta i łamały nogi. Osłabione i wycieńczone, nieodpowiednio odżywiane i niezadbane łatwo zapadały na choroby zakaźne, zapalenie płuc, świerzb i cierpiały od ran powstałych od chomąta, uzdy i siodła. Po wyczerpaniu zapasów żywności, wiele z tych koni zostało przeznaczonych na mięso dla żołnierzy. Działo się tak w Twierdzy Przemyśl w czasie jej drugiego oblężenia trwajacego od 5 listopada 1914 r. do 22 marca 1915 r. W zamkniętej twierdzy znalazło się 128 tys. żołnierzy i 14,5 tys. koni (wg niektórych źródeł 21,5 tys.). Od stycznia 1915 r. z powodu braku mięsa zaczęto karmić wojsko mięsem końskim. Na początku prowadzono ubój słabszych koni. Gdy kończyła się pasza dla koni, karmiono je wiórami i sieczką nasyconą solą bydlęcą w roztworze fosforanu. Na sieczkę cięto materace słomiane oraz zbutwiałe strzechy z pustych chat wiejskich. Na podściółkę stosowano liście, wióry i gałązki jedliny chroniąc zwierzęta przed zimnem. Dzięki temu zachowano część koni i krów mlecznych, od których zależało życie rannych. W dniu kapitulacji twierdzy pozostałych przy życiu koni spotkał tragiczny los, w dniu 22 marca 1915 r. o godz.5 rano na polach fortu Hurko nastąpiła egzekucja 5 tys. koni.
Budowano również wojskowe koleje wąskotorowe polowe o trakcji konnej, które wykorzystywano podczas przerzutu wojsk na linię frontu. Zaprzążone konie pociągowe ciągnęły w jedna stronę żołnierzy, sprzęt wojenny, zaopatrzenie i materiały do budowy umocnień, a z powrotem zdobyte działa i broń, rannych oraz jeńców.
Na początku wojny, gdy jej uczestnicy planowali ją na kilka miesięcy, nie pomyślano o zorganizowaniu pomocy medycznej dla zwierząt. Wraz z utratą nadziei na szybki koniec wojny, niezbędne okazało się utrzymanie zwierząt przy życiu. Dość szybko w armiach brytyjskiej i niemieckiej zaczęły powstawać szpitale weterynaryjne, punkty opatrunkowe, a nawet ośrodki rehabilitacyjne. W armii austriackiej dopiero w 1916 r. wprowadzono system opieki z mobilnymi laboriatoriami. Leczyło się tylko te zwierzęta, które mogły wrócić do pracy. Były też przeprowadzane operacje, ale w armiach francuskiej i włoskiej źle zaopatrzonych w środki i sprzęt medyczny często bez znieczulenia. Do szpitali trafiło ok. 2,5 mln koni z powodu ran, chorób (głównie skóry) i wycieńczenia. Z tej liczby 75% wróciło na front jako rekonwalescenci.
W Wielkiej Wojnie zginęło ok. 8 mln koniowatych. Ginęły nie tylko od kul, pocisków i gazów bojowych, ale chyba najwięcej umierało wskutek chorób i głodu. Niektóre umierały jeszcze na początku swojej służby wojskowej, jak te na statkach podczas długiego rejsu z Ameryki do Europy. Przyszło stać im przez 20 dni w ciemnych, ciasnych i słabo wentylowanych pomieszczeniach pod pokładem, bez opieki weterynaryjnej i odpowiedniego pożywienia, niekiedy kilka dni bez wody. Inne umierały na zawał serca z powodu strachu, bo bały się hałasu, huku armat, eksplozji, widoku zwłok innych koni.
Konie, które przeżyły wojnę wróciły do właścicieli, a te zakupione przez armie zostały sprzedane w drodze licytacji. Ale dużo koni zostało porzuconych, nikt się nimi nie zajął, głodowały, przebywały w koszmarnych warunkach, chorowały. Niektóre z nich zostały zjedzone przez zgłodniałą ludność na froncie. Inne wyczerpane, przewlekle chore, niezdolne do pracy trafiły do rzeźni.Wielka Brytania w 1919 r. na interwencję Winstona Churchilla odpowiedzialnego w rządzie angielskim za demobilizację, sprowadziła do kraju ok. 60 tys. koni. Do Australii, która wysłała na wojnę 136 tys. koni, powrócił tylko jeden.
Po zakończeniu wojny poświęcenie zwierząt, ich odwaga i ciężka praca docenione zostały przez żołnierzy. Przyznano im odznaczenia, pochwały i postawiono pomniki, pojawiły się także liczne publikacje przedstawiające ich historię. Powstały też fundacje zbierajace dary i środki na poprawę ich warunków życia.
W 2004 r. w Londynie w Hyde Parku został odsłonięty pomnik upamiętniający wszystkie zwierzęta , które zginęły w służbie człowiekowi podczas wojen.
Literatura:
Eric Baratay "Zwierzęta w okopach"
https://vege.com.pl/2019/11/29/14095
Wikipedia