Twierdza
Przemyśl
Jeszcze w dzieciństwie słyszałem od mojej babci o niemieckim naukowcu ze Lwowa, który w swoim laboratorium karmił wszy ludzką krwią. Karmicielom pasożytów proceder ten miał zapewniać „mocne” papiery chroniące ich przed represjami niemieckiego okupanta. Jak każda taka opowieść niosła ona z sobą tylko część prawdy o czasach wojny i żyjących wtedy ludziach. W końcu ta intrygująca historia została wyczerpująco opowiedziana przez Arthura Allena.
Autor w tej w końcu nie tak obszernej pracy, zdołał poruszyć wiele wątków, których mianownikiem był tyfus plamisty i poszukiwanie na niego antidotum przez dwóch polskich uczonych - Rudolfa Weigla oraz Ludwika Flecka. Pierwszy z nich okazał się tak naprawdę z pochodzenia austriackim Niemcem, a Polakiem z wyboru, uczonym, który w toku kilkudziesięciu lat badań stworzył szczepionkę pko tyfusowi. Dzięki swoim badaniom kilkukrotnie był bliskim stania się laureatem nagrody Nobla, lecz przeszkodziła temu wojna i wielka polityka, której ofiarami stają się ludzie, a zwłaszcza wybitne jednostki. W powojennej Polsce niedoceniany, został usunięty w cień, czemu towarzyszyły bezpodstawne pomówienia o kolaborację. Drugi z nich spolonizowany Żyd, wybitny polski immunolog, początkowo asystent Weigla, pokierował swoją pracę na wiele innych niw naukowych. Niemniej i w jego życiu tyfus stał się determinantą, dzięki której przeżył pobyty we lwowskim getcie, KL Auschwitz i w końcu „tyfusowy” blok nr 46 w KL Buchenwald. Po tym doświadczeniu stał się gorącym orędownikiem opracowania humanitarnych standardów przeprowadzania eksperymentów medycznych z udziałem ludzi.
Co intrygujące obydwu tych ludzi połączyła służba w ck służbach medycznych w wojskowym szpitalu epidemiologicznym w Przemyślu, będącym już wtedy po zniszczeniu pierścienia fortów, tylko przyczółkiem mostowym. W ten sposób autor przywraca nadsańskiemu grodowi zupełnie zapomnianą historię jego udziału w badaniach nad tyfusem plamistym. To tutaj, bowiem Weigl, u boku Filippa Eisenberga (polski Żyd, profesor UJ, twórca polskich służb sanitarno -epidemiologicznych, zagazowany w Bełżcu) w budynkach szpitala przy ul. Dobromilskiej (obecnie J. Słowackiego) poczynił milowe odkrycia nad badaniem duru brzusznego, odkrywając, że faktorem choroby są zarażone kulturą R. prowazekii wszy. Także w Przemyślu kontynuowane były badania nad tyfusem, a tutejsze laboratorium stworzyło podwaliny pod przyszły zakład Weigla we Lwowie.
Prawdziwy jednak hołd autor składa międzywojennemu Lwowi- miastu, które będąc tyglem narodowościowym mogło dzięki swej wielokulturowości wnieść istotny wkład w dorobek kraju. To bowiem w klimacie jego kawiarni wykuwały się twierdzenia lwowskich matematyków, działała Wesoła Lwowska Fala i powstawały donośne odkrycia, jak choćby szczepionka przeciwtyfusowa Weigla. Tą zdawałoby się galicyjską idyllę, która od czasu do czasu przerywały wybuchy konflikty narodowościowe z mniejszością ukraińską, czy socjalne ze spychanymi na ubocze Żydami, zakończył wybuch wojny.
I znowu szczególnego znaczenia dla obydwu okupantów nabrał ekscentryczny Weigl. Dzięki swej niechęci do publikowania dokonań naukowych stał się niezbędnym elementem w wytwarzaniu szczepionki na tyfus. Chorobę, nieznaną na zachodzie Europy, lecz dziesiątkującą jej wschodnie połacie. To bowiem wybuch epidemii tyfusu powstrzymał na prawie rok walki na froncie serbskim podczas I wojny światowej. Potem jego epidemia miała siać spustoszenie w Rosji ogarniętej wojną domową, kiedy to prawie wymarły starsze roczniki Rosjan kładąc tym podwaliny pod reżim bolszewików, a sam Lenin przejęty powagą sytuacji miał stwierdzić, że albo tyfus pokona socjalizm, albo ten tyfus. Obawiając się tych konsekwencji obaj okupanci starali się bezskutecznie, uciekając się raz to do próśb przeplatanych obietnicami przekupstwa, raz to gróźb, nakłonić Weigla do współpracy. Ostatecznie zmuszeni byli przystać na warunki stawiane przez nieugiętego, lwowskiego uczonego.
Do współpracy z okupantami skłoniła Weigla możliwość zachowania polskiego dorobku naukowego dla dobra przyszłego kraju po wyzwoleniu (usytuowanie laboratorium w budynku UJK chroniło zbiry uniwersyteckie przed zniszczeniem) i jego intelektualnej, żywej substancji potrzebnej dla przyszłej odbudowy kraju. Jego laboratorium wytwarzające surowicę dla Wehrmachtu stało się dosłownie azylem dla tysięcy zagrożonych eksterminacją polskich uczonych, przykryciem dla polskiej konspiracji, a nadto wytwórnią czarnorynkowej szczepionki dostarczanej nielegalnie do gett, czy oddziałów partyzanckich.
Inaczej jednak potoczyły się okupacyjne losy Ludwika Flecka. Autor powstrzymując się od epatowania okrucieństwem, przedstawia grozę okupacji, zwłaszcza hitlerowskiej, Lwowa kiedy to wymordowana została znaczna część ludności miasta, w szczególności jego żydowska społeczność. Rzuca zarazem nowe światło na jakość „badań naukowych” prowadzonych przez hitlerowskich zbrodniarzy w obozach koncentracyjnych. W rzeczywistości nie miały one wielkiego znaczenia naukowego, gdyż prowadzili je naukowi dyletanci, którzy jak np. Ding przywłaszczali sobie dorobek uczonych – więźniów. Dla SS- manów, tyleż absurdalne, co ludobójcze teorie stanowiły drogę do kariery w nazistowskim aparacie władzy, a przede wszystkim wygodną sposobność do uniknięcia służby na przerażającym froncie wschodnim. Ci naukowi ignoranci, nie byli nawet w stanie wykryć, iż praca podległych im więźniów, była przez nich stale sabotowana, tak aby osłabić wysiłek wojenny III Rzeszy. Choćby do końca wojny nie odkryli, iż wytwarzana w Buchenwaldzie szczepionka była bezwartościową.
Choć Allen nie ustrzegł się pewnych błędów, to praca jego jest niewątpliwe istotnym źródłem dla poznania dorobku obydwu polskich uczonych i ich wkładu w światową naukę, w szczególności badania nad tyfusem plamistym. Niewątpliwie jej atutem jest przystępna narracja, poprzez którą autor przybliża czytelnikom nawet skomplikowane meandry wiedzy naukowej, nie tylko z zakresu mikrobiologii. Myślę, że książka Allena przyczyni się jednocześnie do upowszechnienia wiedzy o tamtych czasach, uzupełniając pewne białe plamy w polskiej historii.
Autor: A.K.